niedziela, 20 lutego 2011

Życie w UK, pierwsze wrażenia.

Ok.
Zaznaczam że to są realia w Doncaster (
to taka trochę wiocha i trochę sypialnia dla ludzi robiących w Sheffield), a spostrzeżenia są moje, subiektywne.

Jest mało pracy w IT dlatego, tak jak planowałem, na początek podjąłem pracę fizola by nie doić oszczędności, a z czasem coś sobie znajdę albo założę Dalej Design w UK.


Praca i kasa:

A pro po wypowiedzi afrixa:
http://forum.webesteem.pl/viewtopic.php?p=166604#166604

Tutaj w South Yorkshire, z tego co się zorientowałem,
to Senior Web Designer wyciąga 25K, Junior Web Designer 17K, i to jest chyba przed podatkiem.


Pierwsza praca, czyli od czegoś trzeba zacząć:

Praktycznie każdy z kim tu rozmawiam zaczyna wg. tego samego schematu:
Złapać cokolwiek na start by mieć na życie, a potem szukać lepszej roboty lub rozwijać się i awansować.
Paru polaków których spotkałem, którzy zaczynali od robotnika za najniższą stawkę,
miało ambicje, rozwijało się i w stosunkowo krótkim czasie awansowało na np. kierowników linii produkcji.
Pracodawcy dostrzegają pracowitych ludzi z głową na karku.

Minimalna stawka w UK to teraz 5.93£ na godzinę, przed podatkiem.
W praktyce wygląda tak, że robiąc za najniższą stawkę, wyciąga tygodniowo się około 200£. W miesiąc, robiąc za najniższą krajową, możesz zarobić 800£.

Większość ludzi pracujących za minimalkę, pracuje przez agencje.
To są prywatne firmy pośrednictwa pracy, które dostarczają firmom pracowników i biorą na siebie wszystkie papierki i zmartwienia.
Są lepsze i gorsze, bardziej i mniej uczciwe, i jest ich masa, czasami są to sieciówki, czasami małe firmy kilkuosobowe specjalizujące się w obsłudze kilku firm.

Szukanie pracy polega na chodzeniu od agencji do agencji i podrzucaniu swojego CV, często też wysyłanie kopii mailem by mogli wrzucić do systemu.
Generalnie, praca jest, dziadowska bo dziadowska, ale jest tylko trzeba się zakręcić, trzeba mieć ten grosz by 1-2 miesiące przeżyć zanim się znajdzie.

Kolejność wygląda tak: Masz lokum, szukasz dowolnej pracy, jak znajdziesz to się rejestrujesz, zakładasz konto, i dostajesz insurance number.
Trochę się zmieniło ostatnio, i wiele agencji nie zarejestruje cię u siebie jeśli nie masz insurance number,
a insurance number nie dostaniesz jeśli nie masz pracy i dowodu zamieszkania, dowód zamieszkania to np. list z banku na twój adres, ale konta też często nie założysz nie mając dowodu zamieszkania...
Takie irytujące zamknięte koło, nie wiemy czemu tak jest, podejrzewamy że rząd powoli dokręca śrubę napływowi emigrantów.


Koszty życia:

Tydzień pracy robola pokrywa miesięczne koszta wynajmu pokoju z normalnymi ludźmi w normalnym domu, który kształtuje się średnio na 50£ tygodniowo.

Drugi tydzień pracy spokojnie pokryje ci koszty życia, a jak się uprzesz to wydasz dużo mniej.
Że odzież i elektronika i inne rzeczy w UK są tańsze to wszyscy wiedzą, mało kto w PL wie że,

Jedzenie, wbrew pozorom, w większości kosztuje podobnie jak w Polsce, czasami jest droższe, ale bardzo często jest dużo tańsze. Na przykład:
1kg mrożonych frytek - 1£ (4.6zł wg Google). W Polsce tyle za 0.5kg.
1kg mrożonego bobu - 1.6£ (7.4zł wg Google). U nas tyle zapłacisz za 450g z Horteksu.
1kg cebuli - funt. Mrożonej papryki w plasterkach - funt z hakiem. I tak dalej.

W UK bardzo rozwinięte są supermarkety specjalizujące się w mrożonkach i mrożonych daniach, np Iceland. Jest ogromny wybór dań gotowych do spożycia po odgrzaniu w mikrofali, nie są wcale napchane chemią.

Dania za 1£ (chińskie, indyjskie, angielskie, europejskie, i tak dalej) nie są specjalnie wyraziste w smaku, ale z kolei przyprawy tutaj kupowane są jakby mocniejsze niż w PL. Kupuje się sosy, przyprawy, i po doprawieniu są smaczne.
Dania za 2£ potrafią być już naprawdę smaczne, np. spaghetti czy kaczka po pekińsku smakują bardzo dobrze.
W praktyce, często taniej jest kupić mrożonkę niż składniki i samemu zrobić.

Stosunkowo "drogie" jest mięso, koło 5£ za kilogram.

Wszędzie są tzw "polskie" sklepy (rzadko należą do Polaków nawet jeśli w nich pracują), gdzie masz polskie kiełbasy, ogórki itd.

Danie z tzw. takeway, czyli taki nasz mały "chińczyk", których jest masa i różne kuchnie świata, kosztuje średnio od 5 funtów wzwyż.

Podsumowując temat żarcia, można spokojnie przeżyć wydając zaledwie parę funtów dziennie na jedzenie, i bynajmniej nie jest to chemia.


Polacy w UK.

Są w Polsce dwa utarte stereotypy dotyczące mieszkania z Polakami:

1. Że gnieżdżą się w syfie i mieszkają po 8 na pokój.

2. Że dymają się nawzajem ile wlezie, zwłaszcza na mieszkaniach.

Odp.1: Owszem, słyszałem od ludzi że zdarzają się takie przypadki, ale nie spotkałem jeszcze nikogo kto by tak mieszkał... Nie wiem, może ludzie którzy dopiero przyjechali, albo ci co każdy grosz bezsensownie wysyłają do PL?
W każdym razie odpowiedz sobie sam - czy mając normalną pracę i będąc w stanie wynająć pokój za tydzień pracy, gnieździł byś się w jakimś pokoju z 3 innymi osobami? Ci co chcą tu normalnie żyć na pewno tak nie robią, i nie muszą.

Odp.2: Od przyjazdu wypytywałem każdego kogo spotkałem o kwasy jakie go tu spotkały z Polakami.
Po lekturach mediów, sam się bałem i jeszcze przed wyjazdem załatwiłem sobie zaufane lokum.
Niemniej, jedyny kwas o jakim słyszałem to sytuacja gdzie ktoś miał mieć nagrane lokum i robotę, a po wyjściu z samolotu - dupa, zero kontaktu.
Na pewno zdarzają się problemy, bandziory i mendy, ale z tego co wypytałem to raczej margines nie standard.
Powiem więcej, co chwila spotykam się z przypadkami jak sobie na wzajem pomagają, kumple ściągają kumpli,
pomagają na starcie bo na początku zawsze najtrudniej.

Generalnie ludzie tutaj normalnie żyją, jest masa polaków, mają polskich kumpli i przyjaciół, i sobie radzą, bynajmniej nie są wyalienowani i chyba większość wcale nie czuje się "na obczyźnie".

Jest natomiast jedna, generalna różnica między Polakami w UK a Polakami w Polsce, i to nie jest wyłącznie moja obserwacja, tak uważa większość osób które spotkałem.

Polak w Polsce się przejmuje. Stres tym czy tamtym jest dla niego stanem naturalnym,
jest tak do tego przyzwyczajony że nawet jak wszystko mu się układa to ma stres, nie umie inaczej.

Polak w UK z kolei, generalnie, się nie stresuje.
Jak już ma pracę to normalnie sobie żyje, nie żyje w ciągłym stresie o kasę, o pracę, czy o emeryturę.

Wystarczy parę tygodni pobytu by zacząć dostrzegać różnicę w mentalności Rodaków tu i tam.
Bynajmniej nie gloryfikuję UK, staram się rzetelnie opisywać to co widzę, ale uważam że większość negatywnych emocji i zachowań Polaków w PL, złośliwości, zawiści, a nawet chamstwa, wynika po prostu z tego że życie w PL jest ciężkie, stresujące, upstrzone problemami, a na starość naszemu pokoleniu przyjdzie zdechnąć z głodu, bo emerytury
na bank nikt nie będzie miał.
To wszystko odbija się w ludziach, i stąd tyle, moim zdaniem, skurwysyństwa w codziennym zachowaniu.

Ludzie których tu spotykam to w większości robotnicy, (i nie ma znaczenia jaki mają papier w Polsce, bo edukacja w Polsce jest gówno warta i najlepiej weryfikuje to wyjazd), i oni sobie spokojnie żyją.
Chleją, niektórzy palą zioło, ale żyją spokojnie i nie stresują się.

W Polsce często słyszałem zarzut że co to za życie na emigracji, nic tylko praca i zero życia.
A co za życie mają ludzie w Polsce? Co, chodzą może co sobota do tyjatru, na wykłady czy udzielają się społecznie?
Tu jak ktoś chce to w weekend chla i przepija kasę, a jak chce to zakłada rodzinę i oszczędza.
W Polsce jest inaczej? Dokładnie tak samo.
A jak napisałem, Polacy tutaj mają z kim wyjść na piwo, poznają się w pracy, chodzą do knajp lub na prywatki.

Dobra, chyba starczy na pierwszy raz.

Aha, język, ważna sprawa:
Ja mam angielski bardzo dobry więc może jest mi łatwiej, ale generalnie można tu spokojnie żyć i pracować bez języka.Zazwyczaj bardzo krytycznie odnosi się w PL (i w UK też) do osób które żyją parę lat w UK i nie znają języka.
Też jestem krytycznie nastawiony, ale też uczciwie trzeba przyznać - jeśli ktoś nie miał ang. w szkole, a w UK ma kontakt tylko i wyłącznie z polakami, w pracy też prawie sami Polacy, to jak ma się nauczyć?
Trzeba mieć zrobiony chociaż minimalny kurs, i mieć kontakt z językiem, bez tego się nie da.


Na koniec dwie uwagi:

• Wiele, jeśli nie większość, firm wspiera jakieś fundacje charytatywne, i zmusza pracowników do wybrania jednej z kilku które wspiera. Częsty jest widok Polaka z gumową bransoletką jakiejś fundacji, i uważam że to bardzo pozytywna sprawa i krok w stronę budowania świadomości obywatelskiej, że to ludzie mają pomagać ludziom, a nie rząd ma zabierać przemocą kasę i ją rozdawać komu chce.

• Stare przysłowie mówi: "Pieniądze lubią mądrych ludzi". Tutaj nikt nie wstydzi się gadać ile co kosztuje, ile kto zarabia, ile wynoszą podatki itd. Ludzie są świadomi że im więcej się im zabierze tym mniej będą mieli.
Jak to jest, że ludzie zarabiają kilka razy więcej, a życie kosztuje podobnie?
Zastanówcie się nad tym gdy następnym razem będziecie jechali po J.K.Mikke bo wam tak media wmawiają.
Nie lubię go, ale reprezentuje poglądy które mają kilkaset lat, i to one są odpowiedzialne za dobrobyt bogatych krajów zachodu. Polacy w PL są biedni, bo większość pieniędzy jest im zabierana. Sam ZUS to prawie druga pensja.

Pozdrawiam.

5 komentarzy:

  1. Świetny blog...szkoda że nie ma nowych wpisów

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny wpis. A może tak dalszy ciąg bloga???

    OdpowiedzUsuń
  3. Powodzenia w dalszym życiu na wyspach! Gdybyś nie mógł znaleźć nic interesującego to polecam moneygrabbing. Wejdź na stronę http://www.moneygrabbing.uk.com. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawy blog. Wybieram się do UK i pewne informacje zawarte tutaj na pewno mi się przydadzą :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń